Boskie (?) Buenos Aires

W Buenos Aires przebywaliśmy 6 dni. Chcieliśmy trochę odpocząć i zaznać boskości tego miasta. Tytuł piosenki Maanamu „Boskie Buenos” ma się nijak do tego, co zobaczyliśmy. Nie podzielamy zachwytów innych podróżników nad tym miastem.

Generalnie zwiedziliśmy wszystkie tutejsze atrakcje:

  • Plaza de Mayo (główny plac miasta z budynkiem, w którym urzęduje prezydent Argentyny). Jest to jednocześnie plac, na którym ktoś cały czas protestuje.
  • słynną dzielnicę portową La Boca (zamieszkaną przez włoskich emigrantów, obecnie jedno z najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych miejsc w mieście) – kobieta obsługująca hostel zdecydowanie odradzała nam spacer z hostelu do tej dzielnicy mimo, że to tylko 2 km, ale ponoć w La Boca bezpiecznie można spacerować tylko po jednej uliczce turystycznej. Całe 10 min wizyty. Nawet lokalsi się tam nie wypuszczają. Wybraliśmy się więc autobusem.
  • dzielnicę San Telmo (tu mieszkaliśmy, tu w niedzielę jest targ staroci i pokazy tanga na ulicy – udało nam się to zobaczyć – interesujące, turystyczne)
  • słynny cmentarz Recoleta, na którym pochowana jest min. Evita (żona prezydenta Peron’a)
  • Puerto Madero – nadwodna destynacja w Buenos Aires
  • miejscowość Tigre (1h drogi pociągiem na północ od Buenos Aires, miejsce wypoczynkowe mieszkańców miasta podczas weekendu, jest tam rzeka La Plata, można płynąć statkiem w deltę rzeki).

Żadna z wymienionych atrakcji nie zachwyciła nas. Ale były 2 inne rzeczy, które wzbudziły nasze wielkie zainteresowanie.

Pierwsza to ruch uliczny, w centrum miasta znajdują się ulice, które mają po 9 pasów w jedną stronę (!!!). Zdarzyło nam się przekraczać taką ulicę bez przejścia dla pieszych, robiliśmy to razem z tubylcami, którzy zapewne wiedzą jak podejść to tematu :).

Drugie ciekawe doświadczenie to wieczorna wizyta w klubie milonga. Jest to miejsce, w którym spotykają się ludzie, aby… tańczyć tango. Ten, w którym byliśmy to był, w naszej ocenie, klub emerycki. Pary w wieku od 60-tki w górę, wszyscy pięknie ubrani, panowie pod krawatami i w garniturach, panie w butach na szpilkach, muzyka z płyty. Ale jak oni tańczyli… co za emocje na ich twarzach, jakie zaangażowanie… Co niektóre Panie miały figury nastolatek, nóżki jak sarenki, talia osy, tylko pozazdrościć. Byliśmy jedynymi turystami, nie wiedzieliśmy czy nas wpuszczą do środka (obowiązują stroje eleganckie, a my w polarach i butach typu trep :)), ale potraktowali nas z przymrużeniem oka. Nie będzie jednak z tego miejsca żadnych zdjęć, gdyż nie wypadało nam zakłócać ich prywatności. Alternatywą do tego klubu było zakupić specjalnie przygotowane pod turystów show z kolacją (dosyć droga przyjemność), więc zgodnie stwierdziliśmy, że nie piszemy się na to. I była to słuszna decyzja. W klubie milonga zobaczyliśmy coś bardzo autentycznego i niespotykanego dla nas jak dotąd. Ponoć w innych częściach Argentyny nie zobaczymy tanga, była to zatem jedyna okazja, więc choćby z tego powodu warto było tutaj przyjechać.

Z pozostałych atrakcji, jakich doświadczyliśmy w Buenos Aires, wymienić można: pierwsze od dwóch i pół miesiąca strzyżenie (Aga odwiedziła fryzjera, Przemek zdecydował się na długotrwałą inwestycję i zakupił maszynkę do golenia włosów), zakratowane… billboardy reklamowe na ulicach. Niespodzianka była także w księgarni, w której można było nabyć polski film. Poza tym widać zbliżającą się wiosnę.

W Buenos Aires pożegnaliśmy się z Agatą, która postanowiła, że jednak wróci do pracy. Dziękujemy za wizytę i za towarzystwo. Już we dwójkę przemieściliśmy się do Carpinteria (niedaleko miasta Merlo), w górach Los Comechingones.



Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s