W tym wpisie informacje przedstawiamy bez ozdobników i dygresji (staramy się). Szybko i konkretnie, aby nie przynudzać :).
Opisane poniżej wydarzenia miały miejsce pomiędzy 22 a 26 lutego 2016 roku.
Z Arthur’s Pass skierowaliśmy się na wschodnie wybrzeże Wyspy Południowej. Nasza trasa wiodła min. z Timaru do Oamaru. W tych rejonach zobaczyć można dwa gatunki pingwinów: pingwiny żółtookie oraz pingwiny niebieskie. Pierwszy z wymienionych gatunków jest jednym z najrzadziej występujących na świecie (ok. 2000 par), drugi to najmniejszy pingwin świata (o średnim wzroście wynoszącym 33cm).
Nasze poszukiwania pingwinów rozpoczęliśmy w okolicach Oamaru. Niestety, nie powiodło nam się. Mimo wyraźnego zakazu zbyt wielu Niemców spacerowało po plaży, co zapewne wypłoszyło te niezwykle płochliwe zwierzęta.
„Pokręciliśmy się” zatem po centrum Oamaru, gdzie spotkać można min. znaki przestrzegające przed pingwinami przechodzącymi przez drogę. Tego, co one dokładnie oznaczają dowiedzieliśmy się dwa tygodnie później, podczas wizyty Gościa z Polski, z którym oglądaliśmy pingwiny w tych okolicach. Ale o tym będzie w kolejnym wpisie :). Następnie pojechaliśmy dalej na południe w poszukiwaniu noclegu. Na wybranym przez nas campingu powiedziano nam, że mamy szansę zobaczyć pingwiny żółtookie wieczorem, na pobliskiej plaży, w miejscu zwanym Katiki Point. Zajechaliśmy tam dosłownie na ostatnią chwilę (plażę zamykają o godzinie 19.30, my byliśmy pół godziny wcześniej) i… one tam były. 13 sztuk, ale to i tak ogrom w porównaniu do populacji wynoszącej 2000 par. Oprócz pingwinów, w miejscu tym, widzieliśmy również lwy morskie, śmierdzące i wylegujące się na trawie cielska.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od Moeraki Boulders czyli od kamieni o dużych rozmiarach leżących na plaży i rzeźbionych przez fale. Razem z nami, oglądać te kamienie, przybyło kilka milionów Chińczyków.
Po tych międzykulturowych emocjach pojechaliśmy dalej tj. przez Dunedin na położony niedaleko od miasta półwysep Otago. Byliśmy min.na Pilots Beach i Sandfly Bay poszukując w tych miejscach pingwinów niebieskich. Poszukiwania okazały się być bezowocne, widzieliśmy natomiast foki, mewy i albatrosy (te ostatnie można oglądać płacąc za bilet wstępu do ogrodzonego miejsca, w którym ptaki te gniazdują, ale, na szczęście, ktoś zapomniał, że akurat ptaki te latają i można je również zobaczyć bez biletu). Podczas wizyty na półwyspie Otago największą naszą ciekawość wzbudziły jednak malowane przystanki autobusowe, objazdowa biblioteka oraz samoobsługowy sklepik przydomowy.
Po emocjach związanych z nowozelandzkimi zwierzątkami postanowiliśmy odpocząć w centralnej części wyspy, by godnie przyjąć Gościa z Polski, który miał przybyć z wizytą za kilka dni :). W tym celu przejechaliśmy przez miejscowość Alexandra, która słynie z maksymalnie wysokich temperatur letnich oraz maksymalnie niskich temperatur zimowych, aby ostatecznie osiąść na Homestead Campsite czyli campingu z widokiem na góry i dwoma innymi samochodami. Pierwszy pojazd zamieszkiwany był przez poszukiwacza złota, drugi przez faceta, który niszczył szyszki sosen i wycinał małe sosenki (sosna jest gatunkiem inwazyjnym w Nowej Zelandii, więc jak się da, i ktoś ma czas, to ją tępi.). Pierwszy z mężczyzn od razu nas przydybał i chciał dawać lekcje poszukiwania złota w pobliskim strumyku :). Udało nam się przenieść te zajęcia na kolejny dzień :). Pobyt na tym campingu to także zajęcia artystyczne – przygotowanie plakatu powitalnego dla Gościa z Polski oraz prezentu urodzinowego dla jednej z Mam.
Po dwóch dniach relaksu opuściliśmy naszą niezwykłą miejscówkę (aby się stamtąd wydostać konieczne było pokonanie lokalnego strumyka), przejechaliśmy przez St Bathans – dawną osadę poszukiwaczy złota oraz przez Danseys Pass i udaliśmy się do Christchurch, aby tam powitać Gościa z Polski. Jego wizycie poświęcony będzie kolejny wpis.