Sydney – o zakupie samochodu i początkach przygody w Australii

Po 10 miesiącach oglądania różnych części świata dotarliśmy do miejsca, które dało początek koncepcji długiej i dalekiej podróży :). 18 kwietnia 2016 r. przylecieliśmy do Australii. Naszą przygodę rozpoczęliśmy w Sydney – największym mieście tego kontynentu.

Pierwotnie zakładaliśmy, że w Sydney najłatwiej będzie nam zakupić samochód (campervan). Później mieliśmy zamiar skierować się na północ (na południu wszak to pora jesienna) podążając wschodnim wybrzeżem kraju, aby móc min. zobaczyć Wielką Rafę Koralową. Kolejne punkty podróży to: Darwin, Alice Springs, Uluru/Ayers Rock, Adelajda, Melbourne, w którym to mieście chcieliśmy zakończyć naszą  przygodę. Podróże jednak uczą… Uczą min. tego, że czasem warto zmienić plan :).

Bilety lotnicze z Auckland do Sydney zakupiliśmy jeszcze przed przylotem do Nowej Zelandii, bo nowozelandzkie prawo wymaga, abyś miał bilet wylotowy w momencie kiedy przylatujesz. Bilety zostały zakupione przez nas po okazyjnej cenie (100 USD/os), a plan podróży po Australii zaczęliśmy zmieniać tuż przed wyjazdem z Kraju Kiwi. Tak więc miejsce startu pozostało niezmienione, podczas gdy dalsze punkty trasy uległy istotnej modyfikacji. Po zmianach będzie zatem mniej więcej tak: zaczynamy w Sydney, następnie jedziemy na południe kontynentu, do Melbourne, przejeżdżamy widokową Great Ocean Road, potem Adelajda i przejazd przez Outback (wizyta w Uluru/Ayers Rock i Alice Springs). Kolejny punkt na naszej mapie to wschodnie wybrzeże (Great Barrier Reaf, Cape York), przejazd północnym wybrzeżem kontynentu (Darwin) na wybrzeże zachodnie aż do Perth, gdzie planujemy zakończyć wyprawę. Po drodze mamy zamiar odwiedzić sporą liczbę Parków Narodowych, o których istnieniu jeszcze miesiąc wcześniej nie mieliśmy pojęcia (szczególnie o tych zlokalizowanych w Australii Zachodniej) :). Na przebycie zmodyfikowanej trasy dajemy sobie maksymalnie 7 miesięcy, co oznacza, że ponad dwukrotnie wydłużyliśmy zaplanowany czas pobytu na tym kontynencie.

W obliczu tak ambitnego planu podróży niezwykle istotną kwestią okazał się wybór odpowiedniego samochodu. Zaraz po przybyciu do Australii wszystkie nasze wysiłki skoncentrowaliśmy zatem na poszukiwaniu pojazdu. Poszukiwania prowadziliśmy min. na portalach internetowych, najpopularniejsze to http://www.carsales.com.au/, http://www.carpoint.com.au/, http://www.gumtree.com.au/ . Zastanawialiśmy się również intensywnie nad koncepcją zabudowy i wyposażenia naszej maszyny. Po doświadczeniach nowozelandzkich wiedzieliśmy, że w campervanie da się żyć, ale jest w nim zbyt mało miejsca na ubrania i na duże zapasy jedzenia, których będziemy potrzebować podróżując po Australii. Od spotkanych podróżników, którzy byli w Australii, słyszeliśmy różne (sprzeczne) informacje na temat tego, jaki samochód jest dobry do podróżowania w tym kraju. Podczas ostatnich miesięcy naszej podróży nauczyliśmy się również tego, aby nie tylko uzyskiwać informacje od innych osób, ale aby szczególnie brać pod rozwagę wskazówki osób podróżujących w stylu podobnym do naszego. Takich osób jednak zbyt wielu nie ma :). Największy wpływ na nasze myślenie miała niewątpliwie para Belgów spotkana w Nowej Zelandii na Kepler Track. To oni (jako pierwsi) zasugerowali nam zwiedzanie innych rejonów Australii niż pierwotnie zaplanowaliśmy (Australia Zachodnia zamiast całego wybrzeża wschodniego). To oni zwrócili naszą uwagę na to, że samochodem z napędem na dwa koła można „prawie” wszędzie dojechać, ale to „prawie” czyni sporą różnicę. Idąc tym tropem zdecydowaliśmy się zatem poszukiwać samochodu terenowego, z napędem na cztery koła. Następnie, postępując zgodnie z koncepcją południowoamerykańską, sprawdziliśmy, jaki samochód jest najpopularniejszy na tym kontynencie. Okazała się być nim ponownie Toyota, tym razem Land Cruiser Troop Carrier pieszczotliwie zwany Troopy – samochód bardzo popularny, zarówno wśród turystów offroadowych, jak i wśród… rolników i mieszkańców Outback, czyli centralnej części Australii. Pozostało zatem „jedynie” zastanowić się nad sposobem dostosowania pojazdu do życia. Wiedzieliśmy, że backpackerski (ekonomiczny, mało komfortowy na dłuższą metę) sposób podróżowania tym razem odrzucamy z uwagi na długi czas podróży. Poszukując odpowiedzi na nasze rozważania odwiedziliśmy kilka wyspecjalizowanych komisów samochodowych, w których można kupić wyłącznie campery lub przerobione do spania w środku samochody oraz przyczepki. Miejsc, w których można pooglądać i zakupić takie samochody jest ogrom. Rozwiązań zastosowanych w tego typu samochodach już tak dużo nie ma. W odniesieniu do samochodów 4×4 królują dwa podstawowe:

  1. w części „siedzeniowej” miejsce tylko dla kierowcy i pasażera, w tyle dodatkowa nadstawka wszystko mająca (taka campingowa paka nałożona na tylną część samochodu),
  2. część „siedzeniowa” jak w pierwszym rozwiązaniu, z tyłu normalna zabudowa samochodowa pozbawiona siedzeń ale posiadająca pełne wyposażenie. Dodatkową modyfikacją w tym przypadku jest podniesienie dachu i umieszczenie łóżka na poddaszu.

Nasz plan zakładał życie w takim samochodzie przez długi okres czasu (ponad pół roku), wybrane przez nas rozwiązanie musiało być więc wygodne. Najlepiej w takim przypadku samodzielnie je wytestować. Krótkie przymiarki i… okazało się, że w obu rozwiązaniach będzie gigantyczny problem ze spaniem. W rozwiązaniu pierwszym śpi się w poprzek samochodu, którego szerokość jest tylko kilka centymetrów większa niż wzrost Przemka. W drugim rozwiązaniu jest strasznie mało miejsca pomiędzy łóżkiem a sufitem. Tak mało, że problemem jest obrócić się na drugi bok. Poszukiwaliśmy więc dalej.

W tym samym czasie „rozkminialiśmy” również temat związany z rejestracją samochodu i okazało się, że w tym obszarze mogą wystąpić trudności. Australia to kraj stanowy, każdy ze stanów ma swoje zasady w poszczególnych dziedzinach życia. W odniesieniu do samochodów generalną zasadą jest, że musisz zarejestrować samochód w stanie, w którym zamieszkujesz. Będąc więc mieszkańcem Australii nie ma się żadnego wyboru, ale będąc turystą… warto przed zakupem samochodu sprawdzić różne możliwości. Różnice w obowiązujących pomiędzy stanami przepisach występują w kilku zakresach:

  1. Obowiązkowe badania techniczne – najczęściej co 1 rok, czasami także w momencie sprzedaży samochodu. Do przeprowadzenia tych badań uprawnione są wyłącznie serwisy ze stanu, w którym auto jest zarejestrowane.
  2. Sposób rejestracji samochodu – osobiście w urzędzie lub zdalnie (poczta, Internet).
  3. Koszty rejestracji – bardzo zróżnicowane pomiędzy stanami. Zazwyczaj liczone jako % od ceny/wartości samochodu, ale w niektórych stanach skala jest liniowa, w innych progresywna.

Posprawdzaliśmy zatem różne opcje, biorąc pod uwagę powyższe aspekty oraz to, że planujemy zakończyć naszą podróż w innym stanie. Ze względów praktycznych wybraliśmy rejestrację samochodu w Zachodniej Australii (Western Australia) – jedyny stan, w którym nie ma obowiązkowych badań technicznych, samochód zarejestrować można korespondencyjnie, a cena rejestracji jest bardzo konkurencyjna względem innych stanów. Oczywiście, nie planowaliśmy samochodu przerejestrowywać między stanami (dodatkowy, olbrzymi problem), musieliśmy zatem kupić samochód już tam zarejestrowany. Okazało się, że będąc w Sydney (stan New South Wales) bardzo trudno jest kupić samochód zarejestrowany w Zachodniej Australii (patrz: obowiązek rejestracji samochodu w stanie, w którym się mieszka, mogliśmy więc liczyć tylko na turystów).

Przeglądaliśmy intensywnie ogłoszenia internetowe i tylko jedno wzbudziło nasze zainteresowanie, do tego spełniało przyjęte założenia: Niemiec sprzedawał swoją Toyotę zarejestrowaną w Zachodniej Australii w okolicach Sydney. Była tylko jedna różnica względem tego, czego poszukiwaliśmy: w zestawie z Toyotą znajdowała się… przyczepka samochodowa z dużym namiotem. Zdecydowaliśmy się obejrzeć to cudo. Samochód wydawał się być OK. Przyczepka z namiotem okazała się też najlepszym, pod względem komfortu spania, oglądanym przez nas rozwiązaniem. Umówiliśmy się na weryfikację samochodu przez mechanika, który stwierdził, że samochód jest w stanie dobrym. I tak zdecydowaliśmy się go kupić.

01 Troopy

Więcej zdjęć na stronie sprzedającego nam Berndta http://bushcamper-for-sale.jimdo.com/galerie/

 

Gdy już wszystko w kwestii samochodu zostało ustalone i czekaliśmy, aby przelew dotarł do sprzedawcy (wysłany w piątek, czekaliśmy do poniedziałku), zdecydowaliśmy się zwiedzić Sydney. Tydzień upłynął nam poszukiwaniach samochodu, oswajaniu się z nową rzeczywistością oraz kompletowaniu zakupów na wyjazd. Weekend natomiast przeznaczyliśmy na to, aby coś w mieście, w końcu, zobaczyć.

Sydney to duże miasto. Największe w Australii. Tak jak we wszystkich dużych miastach tak i tutaj problemem są parkingi samochodowe – jest ich mało i są koszmarnie drogie (całodniowy parking w cenie powyżej 50AUD w tygodniu nie jest niczym niezwykłym, 1AUD=3PLN). Koncepcje były zatem dwie: odwiedzenie miasta w weekend kiedy to stawki parkingowe spadają do 10AUD za cały dzień lub przyjechanie do miasta pociągiem. Zdecydowaliśmy się na pierwszą opcję i udaliśmy się do miasta w niedzielę, wypożyczonym samochodem, którym jeździliśmy już od tygodnia. Jak zwykle było trochę stresu podczas jeżdżenia po dużym mieście, okazało się, że jak się zgapisz i przejedziesz odpowiedni zjazd, to możesz trafić na most, za przejazd którym jesteś zobowiązany dodatkowo zapłacić (w Sydney płatny jest przejazd jednym z mostów oraz niektóre z autostrad dojazdowych do miasta). Tak więc było trochę stresu, ale daliśmy radę :).

Sydney, jako jedno z nielicznych dużych miast, bardzo nam się podobało. Swoją wielokulturowością przebija nawet Auckland. Dość powiedzieć, że tydzień nocowaliśmy w miejscu zarezerwowanym za pośrednictwem portalu Airbnb, u Filipińczyka, którego dom położony był w dzielnicy libańskiej. Do tego drugi z wynajmowanych przez niego pokoi zajmowała Chinka, która przyjechała do Australii studiować. W samym Sydney nie udało nam się zbyt wiele zobaczyć, ale to na czym nam zależało tj. ogród botaniczny (wielki teren rekreacyjno – wypoczynkowy położony w ścisłym centrum miasta), budynek opery, most oraz dzielnica portowa (The Rocks) zrobiły na nas pozytywne wrażenie. Kilka godzin spędziliśmy spacerując w okolicy najsłynniejszego budynku opery na świecie. Podziwialiśmy go z różnych miejsc (frontalnie, z portu, z okolicznego mostu, z parku położonego w innej części miasta) oraz o różnych porach dnia (w samo południe, o zachodzie słońca, po zmroku). Jedyne co nam się nie podobało w mięście i w jego okolicach to… śmieci. Byliśmy tym mocno zdziwieni. Przy drogach było więcej śmieci niż w Ameryce Południowej. „Walało się” tam wszystko: papiery, butelki, opakowania, zużyte kanapy itp. Ponoć poza dużymi miastami miało być lepiej (pisząc ten tekst jesteśmy już miesiąc w podróży i, niestety, wcale lepiej nie jest. Australia jest zaśmiecona! Zużyte butelki przy drogach, papier toaletowy, folie czy plastikowe opakowania na najdalszych campingach w australijskim Outback). Do tego każdy chce z marketu dojechać do domu wózkiem z zakupami, skutkiem czego kilkaset metrów od marketów spotkać można na chodnikach, stojące lub poprzewracane, porzucone wózki sklepowe.

 

W poniedziałek, 25 kwietnia, opuściliśmy Sydney i skierowaliśmy się 150 km na południe, na camping o nazwie Bendeela. W tym miejscu byliśmy umówieni z osobą, od której zakupiliśmy samochód, na przekazanie naszego nowego nabytku. W ten oto sposób rozpoczęła się nasza australijska przygoda :).

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s