To nie zoo, to Australia – zwierzęta cz. 2

Australijskie zwierzęta są niesamowite. Spotkać je można wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Do tego bardzo różnorodne. W większości bezpieczne i nieszkodliwe :).

Jadąc Great Ocean Road odwiedziliśmy min. miejsce o nazwie Kennet River położone niedaleko drogi głównej, gdzie spotkaliśmy imponujący zwierzyniec – kolorowe papugi różnych gatunków oraz śpiące koale. W tej lokalizacji papugi przyzwyczajone są do obecności ludzi, którzy z wielką przyjemnością je dokarmiają, co powoduje, że ptaki te bez lęku nadlatują i obsiadają człowieka w poszukiwaniu pożywienia. Aga wykorzystała opisywaną sytuację i sfotografowała co ciekawsze egzemplarze. Przemek w tym czasie uciekł, gdyż bał się o swoją głowę z małą ilością włosów. Nie wiedział bowiem, jak głęboko taka papuga może wbić swoje szpony w czaszkę podczas hamowania po wylądowaniu :).

Inne ciekawe doświadczenie przeżyliśmy nocując na campingu położonym na trasie przejazdu przez Great Ocean Road tj.w miejscowości Princetown. Ogólna ocena tego miejsca wypadła słabo, ale camping miał niezaprzeczalny plus w postaci ciepłych prysznicy oraz pseudokuchni (tak możemy ją nazwać, gdyż jeden czajnik elektryczny, dwa stanowiska do BBQ, dwa stoły z ławkami oraz jeden zlew ciężko nazwać kuchnią, chociaż jak na australijskie warunki to naprawdę wypas!). Duża część campingu była zalana wodą, podczas gdy część sucha została „oblężona” przez kangury. Były one wszędzie – duże, małe, skaczące, jedzące trawę, siedzące w torbach. Generalnie, chodząc po campingu trzeba było mocno uważać, by nie wejść na kangura (szczególnie po zmroku kiedy to zwierzęta te bez lęku rozgościły się między zaparkowanymi samochodami), albo, co gorsze, wdepnąć w pamiątkę przez niego pozostawioną :).

Kolejne interesujące miejsce, które odwiedziliśmy już po zakończonym przejeździe drogą Great Ocean Road to Annya Camp tj. camping położony w lesie z licznymi atrakcjami w postaci wallabies (mniejsze kangury) oraz koalami. Fotograf Agusia próbował uwiecznić wallabies, ale dość dzikie i szybkie są z nich skoczki, tak więc nic wartego uwagi nie zostało sfotografowane. Z koalami mieliśmy więcej szczęścia, udało się nam zaobserwować kilka sztuk siedzących na drzewach oraz jednego, siedzącego na trawie, który był właśnie w trakcie zmiany drzewa. Koale postępują ponoć w ten sposób w sytuacji, gdy zabraknie im smacznych listków do konsumpcji, ale także w momencie kiedy eukaliptusy zaczynają być toksyczne. Koala, który zmieniał drzewo, robił to bardzo niespiesznie, tak więc stał się wdzięcznym obiektem fotograficznym :).

Na dalszym etapie naszej podróży (zmierzając już w stronę centralnej części Australii) zawitaliśmy min. na camping w Mount Pleasant oraz do jednego z parków narodowych Australii Południowej tj. Mount Remarkable National Park. Pierwsze ze wspomnianych miejsc, położone w ścisłym centrum miejscowości, opanowane było przez setki, jak nie tysiące, różowo – szarych, głośno skrzeczących papug. W drugim spotkaliśmy natomiast masę zwierząt, wśród których wymienić należy: kangury, wallabies, emu przechadzające się między zaparkowanymi samochodami i zaglądające do miejsc campingowych, papugi, kukabary, ćmy wielkości palca wskazującego dorosłej osoby (jak pierwszy raz odbiła się taka od naszego namiotu, to zastanawialiśmy się, kto do nas strzela), a pod prysznicem dziwne, pełzające owady z milionem nóg (ponoć niegroźne). W tym niezwykłym parku zwierzęta są przyzwyczajone do obecności ludzi, co oznacza, że nie są tak bardzo płochliwe, ale nadal pozostają dzikie, więc o ich głaskaniu i przytulaniu mowy być nie może. To co jest niezwykłe w australijskiej przyrodzie (oprócz jej bogactwa i różnorodności oczywiście), to fakt, że obserwować ją można bez konieczności ruszania się z miejsca, po prostu siedzisz sobie na leżaczku przed namiotem i czekasz na pojawienie się atrakcji :).

Byśmy omal zapomnieli dodać, że prawie w każdym miejscu, w którym rozbijamy nasz namiot, występuje plaga mrówek. Mrówki są różnego koloru, różnej wielkości i zaciekłości w kąsaniu. Mimo tego, że przed rozbiciem namiotu wnikliwie oglądamy wybrany teren, to po fakcie często okazuje się, że nieopodal znajduje się jakieś mrowisko. Jak wyglądają mrówki, każdy wie, więc zdjęć nie będzie (przynajmniej nie w tym wpisie) :). Innym zwierzątkiem, które równie często występuje w Australii jest opos. Jest to zwierz nocny, więc o fotografie ciężko (póki co zdjęcia brak), ale z ciekawostek możemy napisać, że dziwne jest to uczucie, kiedy wychodzisz nocą z namiotu, patrzysz na pobliskie drzewo oświetlając je latarką czołówką, a tu przerośnięty szczur gapi się na ciebie. Jeszcze ciekawiej jest wtedy, gdy dwa takie zaczną się wzajemnie tarmosić. Dźwięki jakie wtedy z siebie wydają są naprawdę dramatyczne. Informacje o oposach https://en.wikipedia.org/wiki/Possum

Tym akcentem kończymy kolejny wpis z cyklu zwierzęta Australii. Jeśli to za mało, zapraszamy do lektury pierwszego posta w tym temacie https://wyjechani.org/2016/05/27/to-nie-zoo-to-australia-zwierzeta-cz-1/ Zapewniamy jednak, że ciąg dalszy nastąpi :).

2 uwagi do wpisu “To nie zoo, to Australia – zwierzęta cz. 2

Dodaj komentarz