Region Pilbara – malownicze pagórki i najpiękniejsze „gorges” Australii

Kolejny po Kimberley region geograficzny Australii Zachodniej, który odwiedziliśmy, nazywa się Pilbara. Spotkani w podróży turyści mówili, że te okolice również będą nam się podobać i… mieli rację :). Największą atrakcją tej okolicy jest, niewątpliwie, Park Narodowy Karijini, ale dla nas równie interesujący okazał się Park Narodowy Millstream-Chichester.

Region Kimberley pożegnaliśmy w drugim tygodniu września 2016. Zgodnie z opracowanym przez nas planem, 13 września przejechaliśmy przez miejscowość o nazwie Port Headland czyli ważny port morski w tej okolicy. Tym samym wjechaliśmy do krainy geograficznej zwanej Pilbara, która kojarzyć nam się będzie z przyjemnymi pagórkami (najwyższe wzniesienie ma wysokość około 1200m npm) porośniętymi trawką oraz ze sporą ilością kwiatów, co po długim okresie surowych krajobrazów stanowiło przyjemną odmianę. Pilbara to region bogaty w różnego rodzaju surowce, co skutkuje tym, że licznie występują tutaj różne kopalnie. Wiele z nich jest udostępniana turystom do zwiedzania, jednak tego typu atrakcje nie leżą w strefie naszego zainteresowania. Dlatego też szybko odbiliśmy w dół tj. na południowy – zachód, w kierunku na Tom Price. Jest to kolejna strategiczna miejscowość przemysłowa w tej okolicy. Zanim jednak tam dotarliśmy, odwiedziliśmy wskazane wcześniej parki narodowe czyli Millstream – Chichester National Park oraz Karijini National Park.

Dojazd do pierwszego z parków odbywał się drogą należącą do przedsiębiorstwa Rio Tinto. Droga jest drogą prywatną, wykorzystywaną głównie w celu obsługi okolicznych kopalni i wiedzie wzdłuż linii kolejowej (jednej z niewielu w Australii) służącej do transportu urobku z Tom Price do Port Hedland. Kursujące na tej trasie pociągi są monstrualnych rozmiarów (trudno zliczyć ilość wagonów, które ciągnie lokomotywa), co możecie zobaczyć na nakręconym przez nas filmie. Aby przejechać wspomnianą drogą należy posiadać pozwolenie, a żeby je otrzymać trzeba obejrzeć film instruktażowy wyświetlany w informacji turystycznej w jednym z okolicznych miasteczek :). Treści zawarte w filmie dotyczą głównie kwestii bezpieczeństwa oraz zasad poruszania się po drogach gruntowych takich jak: prędkość, ciśnienie w oponach, mijanie się z innym pojazdem, warunki pogodowe czyli wszystko to, czego „uczyliśmy się” przez ostatnie kilka miesięcy naszej podróży po australijskich bezdrożach :). Tak więc przeszkoleni, z pozwoleniem w ręce, wyruszyliśmy w dalszą podróż.

Jadąc do Parku Narodowego Millstream-Chichester widzieliśmy min. Harding Dam (zapora wodna) oraz Python Pool (oczko wodne, w którym chętni mogą zażyć kąpieli) i Mt. Herbert Summit (jeden z  „pagórków” w parku). Na parkowym campingu osiedliśmy na 2 noce. Podczas naszego pobytu w tym miejscu pospacerowaliśmy po przygotowanych tam ścieżkach prowadzących min. wokół oczek wodnych z krystalicznie czystą wodą oraz na punkt widokowy na klifach skąd podziwiać można płynącą w dole rzekę oraz panoramę okolicy. Generalnie, park ten pomimo tego, że położony jest w pobliżu największej atrakcji regionu (mowa o Karijini National Park), nie jest „zadeptany” przez turystów. Być może właśnie dlatego znów mieliśmy możliwość bliskiego obcowania z przyrodą ożywioną. W tym przypadku były to kangury, które spotykaliśmy w ciągu dnia podczas spacerów po parku, a wieczorową porą odwiedzały one nasze miejsce campingowe. Pierwszego wieczora miała miejsce taka oto sytuacja: myliśmy zęby w towarzystwie skubiącego trawkę (w odległości około 2 metrów od nas) kangura, który wydawał się być zupełnie nami niezainteresowany :). Kolejne bezcenne wspomnienie z tej podróży…

Dnia 15 września przemieściliśmy się na 3 noce do Parku Narodowego Karijini. Do tego miejsca dotrzeć można różnymi drogami. My wybraliśmy drogę nieutwardzoną, wyjątkowo, o całkiem dobrej nawierzchni i do tego naprawdę malowniczą (Roebourne Wittendom Road a następnie Munjina Road). Podróżując po Australii rzadko kiedy mamy sytuację, w której droga (sama w sobie) jest ciekawa. A w tym przypadku trafiła nam się taka niespodzianka :). Tak więc jechaliśmy sobie niespiesznie podziwiając widoki i oglądając Hamersley Gorge (pierwsza z atrakcji Parku Narodowego Karijini). Ostatecznie późnym popołudniem dotarliśmy na camping o nazwie Dales Campground.

Park Narodowy Karijini jest jedną z największych atrakcji Australii Zachodniej, jeśli nie całego kontynentu. Od początku naszej podróży po tej części świata niejednokrotnie słyszeliśmy tą nazwę. Nasze oczekiwania związane z tym miejscem były zatem spore i ich konfrontacja z rzeczywistością… nie rozczarowała nas :). Co prawda wizyta w tym parku nie spowodowała zmian w naszym subiektywnym rankingu najpiękniejszych miejsc Australii, ale na pewno będziemy wspominać ją z przyjemnością. Tym bardziej, że najważniejszym elementem krajobrazu parku są słynne „gorges”, które do tej pory nie wzbudzały naszych zachwytów. Po wizycie w tym miejscu nadal nie jesteśmy fanami „gorges” i niezrozumiały pozostaje dla nas ich fenomen, jednak te zlokalizowane w Parku Narodowym Karijini uważamy za jedne z najładniejszych, jakie widzieliśmy w Australii. Jest to zapewne zasługa ciekawej scenerii, w jakiej są one umiejscowione. Większość z nich znajduje się w skalnych wąwozach o stromych ścianach i ciekawej warstwowej strukturze oraz wyjątkowej kolorystyce. Tak więc, aby dostać się do takiego „gorge” trzeba zejść ostro w dół, iść wąwozem po kamienistym podłożu, czasem trzeba nawet wspinać się po skałkach, jeśli nie chcesz się zamoczyć, albo przeciskać się wąskimi szczelinami i schodzić po metalowych drabinkach. Wszystko po to, aby na końcu szlaku dotrzeć do oczka wodnego, w którym można się „popluskać”. Ten element zdaje się być najważniejszy dla amatorów „gorges”, nie przeszkadza im nawet fakt, że temperatura wody jest naprawdę niska i trzeba mieć sporo zacięcia, aby odnajdować przyjemność w moczeniu się w tych basenach. Dla nas o wiele ważniejsze są walory krajobrazowe, dlatego też nasza ogólna ocena tego parku jest bardzo wysoka :). Był to również pierwszy od dawna trening dla naszych nóg i rąk, niektóre szlaki w parku okazały się być dość wymagające. Tak więc trochę się zmęczyliśmy schodzeniem, dreptaniem i wspinaczką w górę od jednego do kolejnego „gorge”. Najważniejsze jednak jest to, że wysiłek się opłacił :). Nie będziemy w tym miejscu zamęczać Szanownych Czytelników Bloga nazwami poszczególnych „gorges” oraz nazwami ich części składowych (niektóre elementy szlaku miały swoje nazwy własne, dla wnikliwych – dokładny opis znajduje się na zdjęciach), ale chcemy wspomnieć o jednej konkretnej lokalizacji, którą odwidzieliśmy jako ostatnią. Mowa o Joffre Falls czyli o wodospadach. Postanowiliśmy zobaczyć je wyłącznie z punktu widokowego umiejscowionego na ich szczycie, rezygnując tym samym z kolejnego stromego zejścia w dół i kolejnej wspinaczki w drodze powrotnej. Tak więc stojąc na punkcie widokowym udało nam się zaobserwować typową australijską rodzinę zmierzającą do podnóża wodospadów… Rodzina (trzypokoleniowa) zaczęła schodzić w dół, każdy z nich osobno, swoim tempem. Najpierw z zejścia zrezygnowali najstarsi członkowie, widocznie schodzenie po dużych głazach z elementami wspinaczki nie było dla nich. W następnej kolejności młodsza para zdecydowała sie wypuścić powietrze z dmuchanego materaca, który do tego momentu dzielnie nieśli ze sobą (napompowany!!!), aby ostatecznie „porzucić” go w dalszej części szlaku. Na koniec ta sama para (kobieta w sandałach, mężczyzna w klapkach) zaczęli przekazywać sobie z rąk do rąk kilkuletnie dziecko, które było zbyt małe na to, by samodzielnie przemieszczać się po tej stromej ścianie. Ostatecznie, parze z dzieckiem udało się dotrzeć na dół, ale tego wieczora kąpieli w „gorge” nie było :). A pisząc już całkiem poważnie, dla nas był to pokaz typowej australijskiej niefrasobliwości. Podobne sytuacje często obserwujemy podczas podróży po tym kontynencie, ale (o dziwo) zawsze kończą się one szczęśliwie. Zatem może to my jesteśmy przewrażliwieni a nasza fantazja zbyt wybujała?

W tym miejscu jeszcze ciekawostka nawiązująca do przysłowia „jaki świat jest mały”. W Parku Narodowym Karijini (region Pilbara) spotkaliśmy pewną Australijką rodzinę, która podczas naszego pobytu w Parku Narodowym Purnululu (region Kimberley, niby po sąsiedzku, ale jednak kawał drogi od Pilbara), kiedy to mieliśmy problem z przyczepką, użyczyła nam swojego telefonu (nasz tradycyjnie nie miał zasięgu mimo tego, że korzystamy z usług operatora Telstra z najlepszym zasięgiem w Australii, jednak nie mamy telefonu przeznaczonego na ten rynek) po to, abyśmy mogli zadzwonić do warsztatu i dowiedzieć się o dostępność części oraz możliwość wykonania naprawy. Wszystko to działo się około miesiąc temu, w punkcie oddalonym od miejsca naszego kolejnego spotkania grubo ponad tysiąc kilometrów i taki oto nastąpił zbieg okoliczności. Czy Australia naprawdę jest aż tak wielka :)?

I jeszcze jedna anegdota, w jednym z miast regionu Pilbara spotkaliśmy inną parę australijskich turystów, która była w Parku Narodowym Purnululu chwilę po nas i słyszała od strażnika parku opowieść o ludziach, którzy połamali zawieszenie w przyczepce, które to zawieszenie tydzień wcześniej naprawiali w Kununurra (wszystkie szczegóły historii były analogiczne względem naszej przygody)… No, no, powoli stajemy się żywą legendą wśród australijskich nomadów :).



Nasz pobyt w regionie Pilbara trwał niewiele ponad tydzień. Następnie skierowaliśmy się w stronę zachodniego wybrzeża kontynentu. Po drodze zatrzymaliśmy się na kilka nocy na typowych australijskich farmach, które również oferują podróżującym miejsca campingowe, a przy tym stanowią sporą odmianę względem campingów prywatnych w miastach oraz względem miejsc postojowych w parkach narodowych. Odmiana ta niekoniecznie oznacza zmianę na lepsze :). Dnia 21 września rozpoczęliśmy zwiedzanie wybrzeża Australii Zachodniej, ale o tym napiszemy już w kolejnej, obszernej relacji :).

Jedna uwaga do wpisu “Region Pilbara – malownicze pagórki i najpiękniejsze „gorges” Australii

  1. I see you don’t monetize your website, don’t waste your traffic, you can earn additional cash every
    month. You can use the best adsense alternative for any type
    of website (they approve all websites), for more info simply search in gooogle: boorfe’s tips
    monetize your website

    Polubienie

Dodaj komentarz